Jaki jestem?

Co myślisz i czujesz słysząc miłe słowa:
„Jesteś moim światłem” , „Jesteś moim słońcem”
Jakim światłem chcę być? Chyba najlepiej tym, które oświetla drogę, które świeci pod nogi idącemu w mroku, dzięki czemu widzi on przeszkody, zagrożenia, niebezpieczeństwa. Światłem, które czyni jasnym najmroczniejszy dzień. Można też być światłem świecącym prosto w oczy. Pamiętasz może wyjazdy szkolne, porą nocną drogę do obozu i koledzy świecący latarkami prosto w oczy. Rozlegał się wtedy krzyk dziewcząt „tylko nie świeć prosto w oczy”. Co się dzieje gdy zbyt silny snop światła wymierzony jest w Twoje oczy?
Odczuwasz wtedy dyskomfort, nic dookoła nie widzisz, może czujesz się jak na przesłuchaniu, prawda? Jak trzeba być uważnym, aby w relacjach z innymi nie być takim światłem. Nie oślepiać swoją „doskonałością”. Jak często to robimy, czasem nawet nieświadomie. Wtedy inni ludzie czują jak ich poczucie wartości topnieje. Można też przyćmiewać wiedzą – gdy nie pytani i tak chcemy świecić, więc mówimy, mówimy i mówimy. Można również przyćmiewać własnym zdaniem na dowolny temat, bo „ja uważam….” przerywając wypowiedzi innych rozmówców.
Czy takim światłem warto być?
Można być dobrym rozproszonym światłem dającym poczucie bezpieczeństwa, szczęścia. Duńczycy taki błogi stan szczęśliwości określają słowem trudnym do przetłumaczenia- HYGGE (o poczuciu szczęścia Duńczyków napiszę innym razem). Światło wielopunktowe rozprasza mrok pomieszczeń, stwarza dobry nastrój. To samo czyni światło świec. Dzięki niemu nie błądzę i nie boję się ciemności i mimo, że nie jest silne, spełnia swoją rolę.
Myślę, że w relacjach z innymi warto być takim nie narzucającym się światłem, a jednak widocznym. Takim, które świeci niezależnie od pory dnia, nastroju, osobistych problemów. Takim, do którego można się zbliżyć, podejść, przyjść, które da wsparcie, oświetli, ogrzeje.
Światłem, które świecąc własnym blaskiem wzbogaca wszystkie relacje.
A Ty jakim światem emanujesz?